22 lut 2016

Plansza okiem Muffina - #2 recenzja gry Metro 2033


Każdy z nas ma wizję jak będzie wyglądać koniec świata – czy to będzie wielki wybuch, choroba, meteoryt. Autor serii „Metro” również ją posiada – osadza post nuklearny świat w moskiewskim metrze. Czytelnicy doświadczają jak bohaterowie zmagają się z zagrożeniami, które niesie ze sobą postapokaliptyczny obraz stworzony przez Dimitrija Glukhovsky’ego. Razem z nimi wędrujemy przez tunele, docieramy na stacje i stawiamy czoła wyzwaniom – trudniejszym, łatwiejszym, acz na pewno wciągającym. Na podstawie serii książek powstały gry – komputerowa oraz planszowa, a o tej drugiej chciałabym nadmienić kilka słów.

Przeglądając listę gier dostępnych na różnych stronach internetowych, w dziale strategia widzimy „Metro 2033” – okładka przyciągająca wzrok, opis również niczego sobie – pierwszą myślą jest… Dlaczego by nie spróbować? Biorąc pod uwagę samo wykonanie gry, nie ma się do czego przyczepić, poza jednym małym niuansem. Karty i plansza są wykonane solidnie, gra na pewno będzie służyła przez wiele rund… jednakże podstawki pod bohaterów są niestety za ciasne. Przy każdej partii używane znaczniki bohaterów wgniatają się – prowadzi to do zniszczenia owego znacznika im częściej jest używany. W samym pudełku znajdujemy:

               •    Planszę
               •    6 kart frakcji
               •    6 kart bohaterów
               •    6 znaczników bohaterów wraz z podstawkami
               •    7 kart prawa
               •    36 kart zagrożeń (dwie talie, po 18 kart każda)
               •    30 kart sprzętu
               •    18 kart misji
               •    7 kart walki
               •    Żetony zasobów
               •    Żetony frakcji
               •    Znacznik pierwszego gracza
               •    Znacznik rundy
               •    6 nakładek na nieaktywne części planszy
               •    Instrukcję


Jak widzicie, w skład pudła nie wchodzą kostki – właściwie możemy zaplanować każdy swój manewr i generalnie losowość jest tutaj na bardzo niskim poziomie – żeby nie powiedzieć na żadnym. Pomimo kłód pod nogi, które rzuca nam „Metro 2033”, jesteśmy w stanie pilnować i mieć w ryzach całą rozgrywkę. Spokojnie można ułożyć sobie strategię, która finalnie może doprowadzić nas do zwycięstwa. Ale o co w tym tak naprawdę chodzi?

Poczynając od angielskiego zwrotu „The more the merrier” (Im więcej, tym weselej), który idealnie pasuje do „Metro 2033” chciałam tylko napomknąć, iż negatywna interakcja w tej grze jest elementem nieuniknionym, więc nawet największe ciapy takie jak ja muszą komuś zrobić nieprzyjemną niespodziankę. 

Runda składa się z pięciu faz – przesunięcia znacznika rundy, mobilizacji, akcji armii, akcji bohatera i zakończenia rundy. Tylko w dwóch z nich rzeczywiście można coś podziałać i pozdobywać – reszta to pozyskiwanie surowców, myślenie co kiedy zrobić i czy wystarczy grzybów czy naboi na kolejny ruch. Każda frakcja jest inna i każda z nich przynosi inne profity, tak jak i każdy bohater ma swoją cechę unikalną, która pomaga w uzyskaniu owego 10 punktu zwycięstwa.

Świetne jest to, iż do polskiego zestawu dodane są zaślepki, które ułatwiają rozgrywkę – nieaktywne części planszy należy zasłonić, aby nikt się nie pomylił i nie wszedł na obszar nieaktywny – sama plansza jest przepięknie wykonana, dla fanów serii „Metro” ta gramusi być niesamowitą gratką! Co więcej strategia, strategia i jeszcze raz strategia. Trzeba myśleć przy każdym jednym ruchu, ponieważ jeden mały błąd może zaważyć na całej rundzie, opóźnić czy nawet doprowadzić do przegranej. Jeżeli chodzi o negatywne aspekty pierwsza rzecz, która rzuciła mi się w oczy to stacje. One niby są opisane i po kilku partiach spokojnie się można na planszy odnaleźć, jednakże pierwsze dwie-trzy rozgrywki są katastrofalne patrząc właśnie przez pryzmat poruszania się – na które stacje można, na które nie a i które są bazowe.  „Metro 2033” może się wydać dla kogoś grą nudną – dlaczego? Ponieważ właściwie różnorodność akcji jest żadna. Cały czas powielamy schematy: zdobywamy, odrzucamy, walczymy, liczymy i w kółko – jeżeli ktoś nie lubi tego rodzaju rozrywki, to obawiam się, że Metro nie do końca przypadnie do gustu.

W mojej ocenie gra zasługuje na 8/10. Oprawa samej gry jest świetna, fajnie wprowadza w klimat oraz same zasady i mechanika jest łatwa – jednakże po kilkunastu turach może to męczyć i nudzić. Do której grupy graczy należysz? Uważam, że pozycja jest warta sprawdzenia – a co z Tobą? Podejmiesz wyzwanie i wcielisz się w bohatera biegającego po tunelach? 



Wolisz posłuchać o grze? Zapraszamy tutaj:




A może zastanawiasz się jak wygląda rozgrywka. Jeżeli tak to odpowiedź jest w tym filmie: 

Autor recenzji: Karolina Krukierek
Share:

Ścisła współpraca

My na Facebooku

Labels

Blog Archive