Japonia. XVI wiek. Jesteś władcą – Daimyo. Twoim zadaniem jest posiadanie jak największej liczby pól ryżowych… Ale zaraz! Nie powiedziałam wam jaką grę recenzuję. Ależ ze mnie gapa ;) Otóż w tą magiczną podróż w czasie zabiera nas pozycja wydana przez Kuźnię Gier w 2008 roku – Rice Wars Wojny Ryżowe. Jest to gra ekonomiczno-strategiczna, która zapewnia nam odpowiednią dozę taktyki, zabawy oraz inteligentnego rozdysponowania swoich zasobów, które finalnie prowadzi nas do zwycięstwa.
Zawartość pudełka to:
• Dwustronna plansza
• 144 żetony (chłopi, ashigaru, ronini i inne)
• Talia 55 kart
• 26 drewnianych znaczników
• 8 kart doradców
• 5 kart daimyo
• banknoty ryo
• zasady gry
Szczerze mówiąc, jest to pierwsza gra, która wpadła mi w łapki i której wykonanie pozostawia wiele do życzenia – nie mówię tutaj o drewnianych elementach, które oczywiście nie jest łatwo unicestwić , ale o samych kartach, banknotach i żetonach – nie są one wykonane z najlepszego jakościowo materiału – ulegają bardzo łatwo różnego typu zniszczeniom – jako posiadacz owej planszówki zdecydowałam się na laminację w celu zapobiegnięcia pognieceniom, naddarciom lub podarciom. Sama grafika nie powala, ale nie jest odpychająca. Karty są ciekawe, nazwy trudne do wymówienia, a żetony niezbyt łatwe do odczytania z większej odległości, lub gdy gramy w niezbyt oświetlonym pomieszczeniu.
Mechanika gry jest nader prosta – każda tura składa się z pięciu faz. W wariancie prostym mamy siedem tur, natomiast w epickim osiem. W trakcie trwania każdej z nich wzbogacamy się, budujemy oraz walczymy z naszymi rywalami, aby zdobyć wystarczającą ilość miejsca do obsadzenia pól swoimi chłopami. Finalnie wygrywa ten, który po siódmej lub ósmej rundzie ma najwięcej swoich podwładnych na planszy.
Gra świetnie nas wprowadza w klimat – cała talia kart, czy karty postaci są opisane po… japońsku. Generalnie dużym plusem jest to, że na ani jednej karcie nie ma polskiego opisu – ułatwia nam to rozgrywkę z obcokrajowcami. Instrukcja jest napisana w trzech językach – polskim, angielskim oraz niemieckim - pomimo tego pozostają jednak spore niejasności, zwłaszcza kiedy zapoznajemy się z nią po raz pierwszy. Jest też spora doza negatywnej interakcji, która może być zdrowa, lub niezdrowa. Jaki sens ma gra kiedy gramy z osobami, które mówiąc kolokwialnie „ uwezmą się” na jednego uczestnika i wykluczą go z gry? Faktem jest, że musimy atakować i pojedynkować się aby osiągnąć sukces, jednakże niektóre karty pozwalają na wyeliminowanie swojej ofiary skutecznie i na długo.
Uważam, że gra sprawiedliwie zarobiła 6,5 punktów. Nie do końca czuję ten klimat, ale generalnie przyjemnym jest od czasu do czasu sięgnąć po ten tytuł.
Wolisz posłuchać o grze i poznać zasady? Zapraszamy:
Autor: Karolina Krukierek