Jesteś żołnierzem biorącym udział w I wojnie światowej. Masz
siedem dni. Siedem dni, aby po nieopisanie wydłużającym się czasie… spotkać się
ze swoją ukochaną oraz ze swoją rodziną. Czy zdążysz?
Chciałabym Wam dziś przedstawić grę wydaną w 2014 roku, umieszczoną
w realiach I wojny światowej - Przepustka. W tej produkcji wcielamy się
w legionistów, próbujących dotrzeć do swoich rodzin i narzeczonej w siedem dni.
Czas niestety jest nieubłagany. Po siedmiu dniach przebywamy na terytorium
nielegalnie i fatalnym by było, gdyby złapał nas żandarm. Jak zwykle zaczęłam
od tyłu do przodu… Zerknijmy najpierw do opakowania!
W pudełku znajdujemy świetnie wykonaną planszę, 15 kart
wydarzeń, 25 kart ruchu, 36 kafelków ekwipunku, 10 kart legionistów, podstawki
pod żetony, 10 żetonów legionistów, 5 pionków kozaków, 5 pionków żandarmów,
żeton czasu, żetony żywności, miejsc pamięci, żandarmów, narzeczonej, rodziny
oraz instrukcję. Elementy wykonane są solidnie - jednakże w pudełku nie
znajdujemy woreczków strunowych, więc nie mamy na dobrą sprawę jak ich
porozdzielać. Jest to małym utrudnieniem, ponieważ za każdym razem trzeba
sortować kafelki i żetony, co niepotrzebnie zabiera nam czas.
Instrukcja jest bardzo ładnie zredagowana, czytelna i prosto
opisana. Jedną rzeczą, która mnie drażniła na samym początku, był brak spisu
elementów, który finalnie znalazłam na ostatniej stronie - kosztowało mnie to
sporo nerwów, zwłaszcza, że nie miałam jak przeliczyć, czy aby na pewno
wszystko się zgadza.
Na początku gry dostajemy dwie karty legionistów - naszym
zadaniem jest odwiedzić rodzinę i narzeczoną w dziesięć dni - siedem z nich
jest legalnych, a ostatnie trzy… cóż to dużo mówić - nie warto się wtedy
szwendać po planszy i narażać się na utratę punktów w chwili złapania przez żandarma.
Każdy z graczy dostaje dwa kafelki ekwipunku na start, full zaopatrzenie na
pasku zaopatrzenia i startuje z dwóch lokacji. Utrudnieniem są karty wydarzeń
(co turę następują kolejne), kozacy i żandarmi no i oczywiście czas. On jest
naszym największym wrogiem. Na początku gry każdy otrzymuje cztery karty ruchu
na rękę - jedną z nich poświęca na inicjatywę, dwie na postacie (po jednej na
obu legionistach) oraz jedna sztuka, która z nami zostaje do kolejnej rundy -
po ustaleniu kto zaczyna, przesunięciu kozaków czy żandarmów, każdy z nas
wykorzystuje kartę przysługującą legionowi i porusza się lub zaopatruje się w
żywność. Po turze ostatniego gracza, zużyte karty ruchy są odkładane do talii i
tasowane - kolejno rozdane po trzy dla każdego uczestnika - wraz z jedną
zostawioną w tamtej turze mamy ponownie cztery na ręce. Osoba, która będzie
miała najwięcej punktów po dziesięciu dniach wygrywa.
Gra jest bardzo prosta - zasady zgrabnie wytłumaczone,
mechanika banalna. Ciekawe jest również to, że nie koncentrujemy się na
aspekcie militarnym, tylko na dotarciu do rodzin i narzeczonych. Wspominałam
wyżej o dobrej jakości wykonanych elementów - za cenę sugerowaną (89,90), gra
jest naprawdę solidnie zrobiona.
Jednak, każdy medal ma dwie strony. Pomimo tego, iż plansza
jest wykonana bardzo porządnie, jej czytelność pozostawia wiele do życzenia. W
słabo oświetlonym pokoju lub wieczorem, naprawdę należy zwrócić uwagę na kolory
strzałek, aby nie popełnić głupiego błędu. I… nie czarujmy się. Akurat ten
temat nie musi się podobać każdemu. Cóż to za gra wojenna, która nie skupia się
na akcjach typowo militarnych?
Pomimo tego, iż samo wykonanie jest dla mnie świetne, nie
mogę dać więcej punktów aniżeli 6. Jest to gra, która dosyć łatwo się nudzi -
raz na jakiś czas oczywiście warto sięgnąć po ów tytuł, ale nie będzie to
zabójczo częste. Czy warto ją mieć w biblioteczce? Owszem warto, zwłaszcza
jeżeli ktoś interesuje się tematem I wojny światowej.
Jeżeli wolicie posłuchaj o grze to zapraszamy tutaj:
Autor: Karolina Krukierek
Jeżeli wolicie posłuchaj o grze to zapraszamy tutaj:
Autor: Karolina Krukierek