11 kwi 2016

Plansza okiem Muffina - #8 Recenzja gry Przepustka


Jesteś żołnierzem biorącym udział w I wojnie światowej. Masz siedem dni. Siedem dni, aby po nieopisanie wydłużającym się czasie… spotkać się ze swoją ukochaną oraz ze swoją rodziną. Czy zdążysz?

Chciałabym Wam dziś przedstawić grę wydaną w 2014 roku, umieszczoną w realiach I wojny światowej - Przepustka. W tej produkcji wcielamy się w legionistów, próbujących dotrzeć do swoich rodzin i narzeczonej w siedem dni. Czas niestety jest nieubłagany. Po siedmiu dniach przebywamy na terytorium nielegalnie i fatalnym by było, gdyby złapał nas żandarm. Jak zwykle zaczęłam od tyłu do przodu… Zerknijmy najpierw do opakowania!

W pudełku znajdujemy świetnie wykonaną planszę, 15 kart wydarzeń, 25 kart ruchu, 36 kafelków ekwipunku, 10 kart legionistów, podstawki pod żetony, 10 żetonów legionistów, 5 pionków kozaków, 5 pionków żandarmów, żeton czasu, żetony żywności, miejsc pamięci, żandarmów, narzeczonej, rodziny oraz instrukcję. Elementy wykonane są solidnie - jednakże w pudełku nie znajdujemy woreczków strunowych, więc nie mamy na dobrą sprawę jak ich porozdzielać. Jest to małym utrudnieniem, ponieważ za każdym razem trzeba sortować kafelki i żetony, co niepotrzebnie zabiera nam czas.

Instrukcja jest bardzo ładnie zredagowana, czytelna i prosto opisana. Jedną rzeczą, która mnie drażniła na samym początku, był brak spisu elementów, który finalnie znalazłam na ostatniej stronie - kosztowało mnie to sporo nerwów, zwłaszcza, że nie miałam jak przeliczyć, czy aby na pewno wszystko się zgadza.

Na początku gry dostajemy dwie karty legionistów - naszym zadaniem jest odwiedzić rodzinę i narzeczoną w dziesięć dni - siedem z nich jest legalnych, a ostatnie trzy… cóż to dużo mówić - nie warto się wtedy szwendać po planszy i narażać się na utratę punktów w chwili złapania przez żandarma. Każdy z graczy dostaje dwa kafelki ekwipunku na start, full zaopatrzenie na pasku zaopatrzenia i startuje z dwóch lokacji. Utrudnieniem są karty wydarzeń (co turę następują kolejne), kozacy i żandarmi no i oczywiście czas. On jest naszym największym wrogiem. Na początku gry każdy otrzymuje cztery karty ruchu na rękę - jedną z nich poświęca na inicjatywę, dwie na postacie (po jednej na obu legionistach) oraz jedna sztuka, która z nami zostaje do kolejnej rundy - po ustaleniu kto zaczyna, przesunięciu kozaków czy żandarmów, każdy z nas wykorzystuje kartę przysługującą legionowi i porusza się lub zaopatruje się w żywność. Po turze ostatniego gracza, zużyte karty ruchy są odkładane do talii i tasowane - kolejno rozdane po trzy dla każdego uczestnika - wraz z jedną zostawioną w tamtej turze mamy ponownie cztery na ręce. Osoba, która będzie miała najwięcej punktów po dziesięciu dniach wygrywa.

Gra jest bardzo prosta - zasady zgrabnie wytłumaczone, mechanika banalna. Ciekawe jest również to, że nie koncentrujemy się na aspekcie militarnym, tylko na dotarciu do rodzin i narzeczonych. Wspominałam wyżej o dobrej jakości wykonanych elementów - za cenę sugerowaną (89,90), gra jest naprawdę solidnie zrobiona.
Jednak, każdy medal ma dwie strony. Pomimo tego, iż plansza jest wykonana bardzo porządnie, jej czytelność pozostawia wiele do życzenia. W słabo oświetlonym pokoju lub wieczorem, naprawdę należy zwrócić uwagę na kolory strzałek, aby nie popełnić głupiego błędu. I… nie czarujmy się. Akurat ten temat nie musi się podobać każdemu. Cóż to za gra wojenna, która nie skupia się na akcjach typowo militarnych?

Pomimo tego, iż samo wykonanie jest dla mnie świetne, nie mogę dać więcej punktów aniżeli 6. Jest to gra, która dosyć łatwo się nudzi - raz na jakiś czas oczywiście warto sięgnąć po ów tytuł, ale nie będzie to zabójczo częste. Czy warto ją mieć w biblioteczce? Owszem warto, zwłaszcza jeżeli ktoś interesuje się tematem I wojny światowej.

Jeżeli wolicie posłuchaj o grze to zapraszamy tutaj:



Autor: Karolina Krukierek
Share:

Ścisła współpraca

My na Facebooku

Labels

Blog Archive