O mój boże! O mój… zboże? J
Przedstawiam Wam moi mili jedną z nowszych produkcji
wydawnictwa Lacerta „O mój zboże” – grę, która świetnie wpisuje się w kanion
mini euro gier, którą możemy schować do kieszonki i wziąć ze sobą właściwie
wszędzie. Zdecydowanym atrybutem tej gry jest właśnie jej wielkość – malutkie
pudełko pozwala nam na transport w torebce – dzięki czemu my, kobiety nie mamy
powodu do narzekania, że ciężko, że nieporęcznie i że w ogóle źle – a, że
wszyscy wiedzą , iż damska torebka jest baaardzo pojemna; lubi być więc
wykorzystywana choć troszku do przenoszenia różnego rodzaju produktów.
Oczywiście o damskich torebkach więcej wspominać nie będę,
aczkolwiek chciałabym się skupić na właśnie zbożowej karciance. Muszę pochwalić
za przetłumaczenie tytułu – jestem anglistką, więc nie mogłabym nie docenić
tłumacza, który „O my goods” (przyp. God – Bóg) sprytnie zamienił w „O mój
zboże”. W tym niepozornym opakowaniu znajdujemy bardzo dobrze zredagowaną
instrukcję oraz 110 wielofunkcyjnych kart – będą one naszymi budynkami, dobrami
oraz monetami.
W tym miejscu nie mogłabym nie wspomnieć o wspaniałych ilustracjach,
które są ozdobą tej gry – kiedy widzi się grafiki podobne do Kawerny czy
Agricoli od razu chce się sięgnąć po ów tytuł! To była pierwsza rzecz, która w
sposób oczywisty mnie przyciągnęła i zachęciła do zakupu.
Co do samej mechaniki – nie należy ona do najtrudniejszych,
ale banalna również nie jest. Płynnie, razem z instrukcją możemy przejść przez
pierwsze przygotowanie do rozgrywki – każdy z graczy otrzymuje kartę swojego
robotnika oraz wypalarnię węgla. Na wypalarnii kładziemy siedem sztuk kart
(będą one naszymi monetami oraz dobrami), na rękę dostajemy po pięć kart, a
sama tura składa się z czterech faz – doborze kart, świtu, zmierzchu i
produkcji.
Pierwsza faza polega na wymianie dowolnej ilości kart z ręki
oraz doborze dwóch kolejnych. Druga zaś pozwala nam otworzyć targ, gdzie
układamy karty z talii głównej obok siebie tak aby tylko dobra były widoczne.
Karty są oznaczone połówką słońca lub nie – jeśli zaś chodzi o samo targowisko
kontynuujemy dodawanie kolejnych dóbr dopóki nie będziemy mieli odpowiednio
dwóch kart z połówkami słońca. W tej fazie musimy również wysłać naszego
pracownika do któregoś budynku oraz zdecydować czy chcemy coś zbudować – koszt
budynku jest ukazany w górnym lewym rogu każdej karty. Jest niesamowita
różnorodność cen, budynków i surowców które będziemy musieli poświęcić aby
wyprodukować coś droższego – każda karta powinna być użyta z rozwagą, ta aby
przyniosła nam jak największe benefity. Nasz pracownik może działać sumiennie
lub leniwie. Kiedy pracuje sumiennie otrzymuje on dwa dobra na dany budynek,
jeśli leniwie będzie potrzebował jednego dobra mniej (np. jeśli dany budynek
potrzebuje 2x glina i 1x drewno, dany pracownik wyprodukuje dane dobro za np.
1x glina i 1xdrewno) niż zwykle, choć zarobi jedynie jedną kartę.
W fazie trzeciej po raz drugi otwiera się targ – postępujemy
analogicznie jak wcześniej – wykładamy karty do ukazania się dwóch części
słońca.
W fazie czwartej produkujemy dobra (z surowców dostępnych na
targu oraz z ręki). Aby uruchomić łańcuch produkcji (dolny prawy róg karty)
odrzucamy z ręki dowolną ilość kart przedstawiających odpowiednie ikony i
kładziemy je na odpowiednim budynku. W tym momencie budujemy budynki, które
wcześniej deklarowaliśmy – opłacamy je, a budynek staje się dla nas kolejnymi punktami
oraz lokacjami, które przynoszą nam kolejne zyski.
W turze zamiast budować możemy zatrudnić asystenta. Jest to
ludek, który będzie nam pomagał produkować dobra. Przypisujemy go do jednego
budynku i aby go przenieść musimy uiścić opłatę w wysokości dwóch monet.
Pracuje on zawsze sumiennie, jednak zarabia na nas tylko jedną kartę.
Gra kończy się gdy któryś z graczy wybuduje ósmy budynek –
następuje wtedy ostatnia rudna i ostateczne podliczenie punktów.
Losowość tutaj nie przejmuje sterów, skaluje się całkiem
nieźle, a samo wykonanie nie budzi żadnych zastrzeżeń. Gra jest warta każdej
złotówki, a nawet powiedziałabym że więcej.
PLUSY:
- cena
- wykonanie
- łatwa mechanika
- mini euro-gra
MINUSY:
Nie stwierdziłam J
Nie widząc ani większych ani mniejszych zastrzeżeń z czystym
sumieniem daję tej grze 4/5. Chętnie do niej wracam, a sam mało pudełkowy
format zachęca do tego aby mieć ją przy sobie – ah no tak. Ja zawsze mam przy sobie jakąś grę. Myślę, że „O mój zboże!”
będzie częstym gościem mojego plecaka – w 100% na to zasługuje.
Autor: Karolina Krukierek