Do naszej kolekcji dołączyła
kolejna gra kooperacyjna. Pierwszy raz się z nią zapoznaliśmy, gdy szykowaliśmy
się do tłumaczenia zasad na Pionku, a nasza pierwsza rozgrywka była „na
szybko”. Potem tłumacząc zasady kolejnym graczom, coraz bardziej zakochiwaliśmy
się w tym tytule. Wydawnictwo 2 Pionki postanowiło wysłać nam tę grę do
recenzji, więc po ograniu jej już dość dobrze, zdecydowaliśmy się napisać tę
recenzję.
Fuse, bo o tej grze mowa, to kooperacyjna gra dla 1-5 osób, w
której będziemy rozbrajać bomby. Do rozgrywki można, ale nie trzeba, pobrać
aplikacje, w której w klimatyczny sposób jest odliczany czas, a dodatkowo
możecie tam zapisywać swoje wyniki. W samym pudełku znajdziecie: 54 karty
bomby, 11 kart detonatorów, 25 specjalnych kostek (w 5 kolorach), płócienny
woreczek i instrukcję. Jak dla nas to pudło zdecydowanie za duże jak na ilość
elementów.
Jeżeli chodzi o wykonanie gry to
stoi na wysokim poziomie (w końcu to 2 Pionki). Karty bomb są jasne, nie trzeba
się długo przyglądać czego potrzebujemy do jej rozbrojenia, instrukcja jest
całkiem prosta i klarowna. Jedynie możemy się przyczepić do wyżej wspomnianego
pudełka jak i do jednych kostek – konkretnie do zielonych, ponieważ czarna
cyferka na nich jest słabiej widoczna niż pozostałe. Do innych elementów nie
mamy żadnych zastrzeżeń – wszystko jest zrozumiałe i klimatyczne.
Gra trwa dokładnie 10 minut. W
zależności od ilości graczy i stopnia trudności, który sobie wybierzemy, ilość
bomb do rozbrojenia będzie się różnić. Po otrzymaniu dwóch kart i wyłożeniu
pięciu na środku stołu, do talii zostają wtasowane detonatory. Po tak
rozłożonej grze możemy przejść do rozgrywki. Startujemy stoper i gracz, który
trzyma woreczek losuje tyle kości ilu jest graczy i rzuca nimi. Każdy może
zabrać tylko jedną kość i musi ona pasować do symboli/koloru/równania/itp.
Które leży przed nami. Jeżeli jakaś kość nie zostanie wybrana to ponosimy karę
– przerzucamy ją i każdy odrzuca kość w danym kolorze lub z daną cyfrą. Jeżeli
rozbroimy bombę, to odkładamy ją szybko na bok, a w jej miejsce pobieramy jedną
z pięciu kart leżących na stole. Zaś w jej miejsce odkrywamy kolejną. Jeżeli
odkryjemy kartę detonatora to odrzucamy kości na tej samej zasadzie co przy przerzucie, a
następnie odkrywamy kolejną kartę. Gra kończy się po 10 minutach. Warunkiem
zwycięstwa jest rozbrojenie tylu bomb, żeby maksymalnie zostały te przed nami
(nie może nic zostać na środku stołu, ani w talii).
We Fuse spotkamy wiele różnych rodzaju bomb. Przyjdzie nam układać
równania, dobierać kostki kolorami, cyframi, układać z kości wieże, a nawet
układać piramidę. Karty bomb są zróżnicowane pod kątem trudności, ale za te
cięższe dostaniemy więcej punktów (i satysfakcji) na koniec gry. Czasami zdarza
się, że sami się zablokujemy i potrzebujemy dwukrotnie niebieskiej dwójki, co
bywa często niewykonalne.
Fuse jest grą, która bywa wredną. Jak już jesteśmy blisko
rozbrojenia to nagle wypada detonator i musimy odrzucić kostkę, na którą długo
polowaliśmy. Bywa też tak, że zbyt długo trwają dyskusję komu bardziej się dana
kostka przyda, przez co tracimy, jakże ważny w tej grze, czas. Zdarzało się
też, że gdy już byliśmy naprawdę blisko rozbrojenia ostatnich bomb ze stołu to
zaczął wyć alarm.
Co nam się w Fuse spodobało?
Zdecydowanie fakt, że ciężko tutaj znaleźć tak zwany „efekt lidera” czyli, że
jedna osoba będzie pracować za innych, a pozostali mają wykonywać jej
polecenia. Brak ten jest spowodowany tym, że każdy chce rozbroić jak
najszybciej to co ma przed sobą, a dodatkowo nie mamy wpływu na to jakiego
koloru kostki wylosujemy i co na nich wypadnie.
Czy Fuse jest grą losową? Otóż tak, zdecydowanie, ale to właśnie na tej
losowości się ona opiera. Jedyne co może irytować to początkowe tworzenie
talii. Zdarza się, że w talii będą miały dużą przewagę bomby trudniejsze do
zrobienia, przez co czujemy irytacje w trakcie rozgrywki, a innymi razy gra
jest tak prosta, że zostaje jeszcze minuta, dwie zapasu. Mógłby być jakiś
dodatkowy system tworzenia talii, aby każdy rozgrywka była bardziej
zaawansowana.
W wariancie dwuosobowym losujemy
4 kostki i możemy wziąć pod dwie. Gra wydaje się być wtedy łatwiejsza, bo
szybciej zapada decyzja co kto bierze, ale jednocześnie często bywa tak, że
ciężej dopasować kostki do plansz (mamy tylko 4 plansze, a przy rzucie w
składzie 4 osobowym dopasowujemy 4 kostki do 8 plansz). Nie można powiedzieć,
że gra się nie spodoba w tym wariancie, bo jest emocjonująca, ale bywa
trudniejsze i bardziej frustrującą.
W pozostałych wariantach Fuse sprawdza się również bardzo dobrze
i nie odczuliśmy, żeby się nie skalowała. Im więcej graczy tym więcej bomb do
rozbrojenia, ale i więcej możliwości dopasowania kości. Wszystko ma swoje plusy
i minusy. Czy wygraliśmy? Owszem, kilkukrotnie, ale na niższych poziomach, a
już niebawem będziemy starali się rozbrajać w trudniejszych wariantach.
Grę Fuse polecamy zdecydowanie wszystkim, którzy lubią gry
kooperacyjne. Bez odpowiedniego porozumienia nie ma szansy na zwycięstwo. Dodatkowo
jest to gra szybka, jej rozłożenie trwa jakieś 2 minuty ze wszystkim, a do tego
10 minut rozgrywki. Fuse to
zdecydowanie wybuchowa gra i polecamy Wam się trochę przy niej rozerwać!
I.
|
Klimat
|
5/6
|
II.
|
Złożoność
|
5/6
|
III.
|
Oprawa graficzna
|
5/6
|
IV.
|
Wykonanie elementów
|
6/6
|
V.
|
Grywalność na 2 graczy
|
5,5/6
|
VI.
|
Grywalność na więcej osób
|
5,5/6
|
Ocena Końcowa: | 5,33 |
Nazwa: Fuse
Wydawca: 2 Pionki
Rok: 2017
Sugerowana cena: 89,95 zł
Za przekazanie gry do recenzji dziękuję wydawnictwu 2 Pionki:
Za przekazanie gry do recenzji dziękuję wydawnictwu 2 Pionki: