Jest wielu znakomitych pisarzy i
poetów, którzy zapadają ludziom w pamięć, ale są też tacy, którzy potrafią
kreować postrzeganie różnych sytuacji z przeróżnych stron. Pierwszą książką,
którą przeczytałem z własnej chęci (chyba każdy ma podobny problem, że nie
uznaje lektur jak coś co uwielbia i czyta dla przyjemności) był Ojciec
Chrzestny, Mario Puzo. To w jaki sposób pisał Mistrz Puzo powodowało, że
chciałem zagłębiać się w jego twórczość. Przechodząc przez Ojca Chrzestnego i
Omerte, potem Sycylijiczyka, a kończąc na Rodzinie Borgiów, zagłębiałem się w
jego twórczość, do tego stopnia, że Puzo stał się moim tematem maturalnym.
Teraz Eric Lang postanowił przenieść Ojca Chrzestnego na planszę, więc nie
mogłem odpuścić takiej okazji!
The Godfather: Imperium Corleone to gra osadzona w tematach
mafijnych. Przyjdzie nam stanąć na czele rodziny, która planuje przejąć wpływy
w Nowym Jorku. Nie będę Wam owijał w bawełnę – podchodzę do tej gry
sentymentalnie, gdyż od młodości interesuje się tematami mafijnymi, tak samo
włoskimi jak i polskimi. Pierwszy raz miałem okazje zagrać dzięki uprzejmości
Ludiversum, a potem otrzymałem grę od Tania Książka, by móc znów powrócić do
swych ulubionych tematów.
Zarówno gra jak i ta recenzja
jest dla mnie dość ważna i nie chodzi tu o skok odsłon czy polubień, ale o
przeżycia jakich dostarcza mi Imperium
Corleone. Widziałem wiele opinii, szczególnie po samej premierze i
widziałem, że recenzenci dzielą się na dwie grupy – Ci którzy ją chwalą dość
mocno jak i Ci, na których nie wywarła żadnego wrażenia. Bardzo możliwe, że na
taki odbiór miała wpływ dość mocna i ostra promocja przez Portal jak i
CoolMiniOrNot i po prostu oczekiwania wobec gry przerosły gotowy produkt.
Dlatego ja się starałem nie „napalać” na ten tytuł i nie wyrabiać opinii na
podstawie reklam. Nie mogę powiedzieć, że ich nie śledziłem, ale w życiu wolę
być mile zaskoczonym pesymistą niż rozczarowanym optymistą. Jak było tutaj?
Zacznijmy może od wykonania.
Duża, czytelna plansza, podzielona jest na 7 różnych dzielnic Nowego Jorku.
Każda dzielnica, oprócz Central Parku, zawiera swoje przedsiębiorstwa, dzięki
którym uzyskamy profity. Plansza wykonana jest w sposób czytelny, oznaczenia
dla 3-4-5 graczy wkomponowują się w grafikę gry. A grafiki są całkiem przyjemne
dla oka. Żetony i figurki wykonane bardzo dobrze, ale z tego przecież słynie
CMON, więc i tutaj nie mogło być inaczej. Mimo wielkiej sympatii musimy
doczepić się do kart (czyli do tego co wszyscy). Otóż największym mankamentem
kart są ich grafiki, a właściwie ich brak. Wszystkie z nich przedstawiają
Marlona Brando. Jeszcze na rewersie byłbym to w stanie zrozumieć, bo duże
znaczenie ma to jakie karty posiadamy na ręce, szczególnie warto, żeby inni nie
widzieli. Na awersie natomiast mogłoby być bardzo wiele różnych, świetnych
grafik. Karl Kopinski udowodnił to chociażby w samej instrukcji. Choć karty są
czytelne, to mogłyby być o wiele, wiele ładniejsze.
O co chodzi w samej rozgrywce?
Otóż Ojciec Chrzestny: Imperium Corelone
to połączenie worker placementa z area control. Będziemy wysyłać swoich
Gangsterów i Członków Rodzin, by zdobywali dla nas wpływy w przedsiębiorstwach
i dzielnicach, a Ci, którzy będą mieli największy wpływ w danej dzielnicy, będą
potem mieli dodatkowe profity. Ten kto sprawdzi się najlepiej jako Głowa Rodziny
i zgromadzi najwięcej gotówki, ten wygra i zostanie Donem wszystkich Donów.
Dość obszerne pudełko jest
wypchane po brzegi i zawiera sporo elementów. Głównym z nich są wspomniane
wcześniej figurki. Znajdziemy aż 30 figurek (6 figurek z 5 Rodzin). Zadbano w
nich o szczegóły, które prezentują się świetnie. Dodatkowo w pudle mamy:
planszę, 12 kafli przedsiębiorstw, 44 karty zleceń od Dona Corleone, 18 kart
sojuszników, 32 karty nielegalnych towarów, 120 kart pieniędzy, plastikowy
znacznik głowy konia, znacznik radiowozu, 45 żetonów kontroli w 5 kolorach, 5
metalowych walizek na pieniądze. Sami przyznacie, że imponująca zawartość.
Wróćmy jednak do reguł. W grze
występują dwa rodzaje jednostek, Gangsterzy i Członkowie Rodzin. Dopóki
posiadamy którąś z jednostek to możemy wykonywać akcje. Mamy do wyboru zagranie
Członka Rodziny lub Gangstera lub zrealizować zlecenie (z ręki lub
ogólnodostępne). Zlecenia są różne i wymagają zagrania od nas konkretnej
kombinacji kart z zasobami. Surowców do wyboru mamy 3: Alkohol, Broń i Brudne
Pieniądze. Dodatkowo mogą, ale nie muszą, wejść narkotyki, które spełniają rolę
jokera. Zagranie naszej postaci może mieć dwa efekty: jeśli zagrywamy Gangstera
to otrzymamy profity z legalnej działalności danego przedsiębiorstwa, natomiast
używając Członka Rodziny otrzymujemy korzyści z nielegalnych działalności
wszystkich przedsiębiorstw leżących w przylegających dzielnicach.
Gdy wszyscy
gracze pozbędą się już figurek to przechodzimy do fazy wojen terytorialnych, w
których sprawdzamy nasze wpływy w każdej z dzielnic. Gracz, którego figurki
stanowią większość w dzielnicy, kładzie swój żeton kontroli i w następnej turze
będzie mógł otrzymywać profity w czasie gdy inni gracze będą wykonywać akcje w
jego dzielnicy. Po wojnach przyszedł czas na łapówki. W tej fazie będziemy
starali się przekupić wpływowych ludzi, którzy potem mogą nam znacznie pomóc w
zwycięstwie. Na koniec musimy zapłacić haracz dla Dona, czyli odrzucić karty do
wymaganego limitu (różnego w różnych aktach). Ten kto ma na koniec gry
najwięcej gotówki ten wygrywa.
Posiadanie gotówki na koniec gry
nie jest jednak takie proste. Pieniądze na ręce się nie liczą, muszę one zostać
„wyprane” i schowane do naszej walizeczki. A i te nie są do końca bezpieczne.
Trzeba cały czas mądrze zarządzać ręką i dobrze rozgrywać swoją turę, bo
każdego błędu gorzko pożałujemy.
Godfather: Imperium Corleone to gra, która wzbudza wiele różnych
emocji. Z pewnością nie jest to gra dla
początkujących, a co więcej – jeżeli ktoś zasiada do niej pierwszy raz to
musimy go poinformować, że negatywna interakcja to coś, co aż się wylewa z
tejże gry. Mamy bronie, ostrzały, wybuchy, wymuszenia, kradzieże, wszystko co
może zaszkodzić naszym przeciwnikom.
Gra nam daje kilka możliwości
wygranej, wszystko zależy od mentalności współgraczy. Miewałem partie, w
których musiałem ostro atakować, bo wiele osób starało się przeszkadzać
wszystkim, ale były też osoby, które kierowały się typowo zemstą i skoro „Ty
zabiłeś mi jednostkę, to ja zabijam Tobie”, nie ważne, że więcej korzyści
dałoby użycie zlecenia w zupełnie innym miejscu, wtedy więc przybierałem formę
bardziej bierną i ciułałem sobie powolutku punkty.
Ważnym aspektem tejże gry jest
skalowalność. Gra działa całkiem fajnie na 2 osoby, są to w pewnym sensie
szachy, całkiem dobrze idzie w 3 osoby, w 4 gra się bardzo dobrze, a w 5 jest
najlepiej. Najlepiej, bo zaczyna się robić ciasno na planszy, bardzo szybko
musimy dostosowywać swoje plany do zmian na stole, ale przede wszystkim
najwięcej figurek kończy śpiąc z rybkami w rzece Hudson, co z pewnością cieszy
każdego z atakujących graczy.
Jak już wspomniałem w grze
przeważa negatywna interakcja. Z pewnością się to wielu graczom nie spodoba,
ale my jesteśmy zwolennikami tego rodzaju rozrywki, więc z pewnością gra
trafiła w nasze gusta. Ale nie tylko za sprawą tejże interakcji, sama mechanika
broni się świetnie. Połączenie kontroli terenu z wysyłaniem pracowników
(gangsterów) wpasowuje się w ten klimat bardzo dobrze.
Skoro o klimacie już mowa. Tutaj
też jest sprawa dyskusyjna. Zarzucane jest grze, że tytuł i grafiki są chwytem
marketingowym, by większa liczba graczy zakupiła ten tytuł, a wylewający się
zewsząd Marlo Brando tylko to może potwierdzać. W grze jest jednak kilka
smaczków, takich jak nazwy aktów, które odnoszą się do wydarzeń z filmów, czy
przedsiębiorstwa, które były stworzone przez Mario Puzo. Nie wiem jak się to
miało do praw autorskich, ale może nie byłby to problem, by wcielać się w takie
rodziny jak Barzini, Tattaglia, Stracci, Cuneo czy w końcu Corleone, a postaci,
które moglibyśmy kupić za łapówki to Turek, komisarz McCluskey czy klan
Bocchicchio. Szkoda, że ten aspekt nie został dopracowany.
Jako wielki fan tematów
mafijnych, a w szczególności tych stworzonych przez Mario Puzo, jestem
ostatecznie zadowolony z The Godfather:
Imperium Corleone. Dla mnie ten tytuł znaczy coś więcej, nie traktuję go
jako zwykłą grę planszową. dziele na pół! To pewne przeniesienie mnie w świat pierwszej
dekady XX wiecznego Nowego Jorku. Nie nastawiałem się, że będę mógł kierować
samym Vito Corleone czy chociażby Sonnym (nie mówię, że nie miałem takiej
nadziei, ale wiedziałem, że to mało prawdopodobne), więc nie jestem jakoś
wielce rozczarowany z tego powodu.
Kończąc już tę długą (jak na
mnie) recenzje chciałbym Wam polecić z całego serca zagranie w Godfathera. Jest to naprawdę bardzo
dobra gra, której jedynym mankamentem jest nastawienie się na temat tytułowego
Ojca Chrzestnego, którego w grze wiele nie ma. Sama rozgrywka jest bardzo
interesująca, wciągająca i nienużąca.
I.
|
Klimat
|
5/6
|
II.
|
Złożoność
|
6/6
|
III.
|
Oprawa graficzna
|
5,5/6
|
IV.
|
Wykonanie elementów
|
6/6
|
V.
|
Grywalność na 2 graczy
|
5,5/6
|
VI.
|
Grywalność na więcej osób
|
6/6
|
Ocena Końcowa: | 5,67 |
Nazwa: Godfather: Imperium Corleone
Wydawca: Portal Games
Rok: 2017
Sugerowana cena: 239 zł
Za grę dziękujemy: