Chociaż
kwiaty na pewno dodadzą walorów wizualnych, to nie musicie ich fizycznie
posiadać, by zagrać w ostatnią odsłonę gry z serii „Wsiąść do pociągu”. Warto
jednak puścić w tle piosenkę Scotta McKenziego, by uprzyjemnić sobie partię gry
wydawnictwa Rebel.
W najnowszej
odsłonie popularnej serii gier rodzinnych – Wsiąść do pociągu: San Francisco,
ścigacie się o to, kto zwiedzi najwięcej punktów turystycznych w mieście i
zbierze najcenniejsze pamiątki. Tak jak w poprzednich częściach – kolorowe
karty lokomocji pozwolą wam tworzyć połączenia na mapie i realizować cenne
bilety, za które będziecie punktować. Wskoczcie zatem do tramwaju linowego,
zbierajcie pamiątki i przekonajcie się, co San Francisco ma wam do
zaoferowania!
Jeśli chodzi
o wykonanie gry, to nie mamy żadnych zastrzeżeń. W średniej wielkości pudełku
znajdziecie wypraskę, a w niej wszystkie potrzebne elementy, by rozegrać grę –
planszę, plastikowe tramwaje w kolorze graczy, żetony turystyki, znaczniki
punktacji oraz karty – lokomocji i biletów. Całość jest dobrze i trwale
wykonana. Warto zwrócić uwagę, że jest to mniejsza wersja gry niż jej matczyna
wersja. San Francisco jest bardziej kompaktowe. Dzięki temu to ciekawa
propozycja na wyjazdy - zajmie mało miejsca w walizce a znalezienie
odpowiedniej lokacji do rozłożenia gry nie będzie problemem.
Jeśli
graliście już w poprzednie wersje, to doskonale znacie zasady. Waszym zadaniem
będzie budowa połączeń pomiędzy polami na planszy. By tego dokonać musicie
zagrać wcześniej dobrane karty w kolorze odpowiadającym trasie na mapie. Każdy
z graczy ma na ręku karty biletów i to one właśnie wskazują wam jakie trasy
musicie zbudować, by otrzymać punkty na koniec gry. Główną różnicą między
podstawką a wersją SF są tak zwane żetony pamiątek. Staramy się tak
realizować połączenia, by nasza trasa przebiegała przez punkty z leżącymi na
nich tokenami. W zależności od zdobytej ich ilości, dają one dodatkowe punkty
na koniec gry. Spoiler alert — po kilkunastu rozegranych partiach zauważyliśmy,
że tabela dotycząca znaczników turystyki nie do końca ma zastosowanie, ponieważ
zdobycie wszystkich siedmiu znaczników przy czterech graczach jest w zasadzie
niemożliwe. U nas nikomu nie udało się zgarnąć więcej niż pięć.
Fani serii
wiedzą, że w rodzinie gier „Wsiąść do pociągu” powszechne jest zjawisko małych
i dużych wersji. San Francisco jest tą mniejszą. Przez co też i krótszą – i o
tyle o ile w poprzednich da się zaplanować i realizować wiele celów, tak w
wersji SF rozgrywka pędzi, jak szalona. Nim się zorientujecie,
nim zrealizujecie ledwo dwa, może trzy bilety, to gra będzie się kończyć, a wy
pozostaniecie z poczuciem, że chętnie zagralibyście kolejną partię. Dla nas
jest to takie „demo”, dzięki któremu możemy komuś przedstawić podstawowe zasady
gry. Wystarczy rozegrać jedną, dwie partie, by ktoś załapał, o co chodzi, aby
potem wyciągnąć większą wersję i zagrać dłuższą partię. Nie znaczy to jednak,
że gra jest zła czy nie warta uwagi.
Wsiąść do
pociągu: San Francisco świetnie nadaje się na szybkie rozgrywki ze znajomymi,
którzy lubią proste, ale emocjonujące gry. Rozgrywka trwa, średnio od 10 do 15
minut. Przy maksymalnej liczbie graczy na planszy bardzo szybko robi się
ciasno, przez co uczestnicy zabawy muszą się uwijać, chcąc realizować dodatkowo
punktowane bilety.
Chociaż nie
znajdziecie w tej wersji nowych rozwiązań czy mechanik, to jest to nadal bardzo
dobry tytuł oraz świetny punkt wejścia, dzięki któremu łatwo wciągnąć nowych
graczy, pokazując im mechanikę zarządzania ręką. Polecamy każdemu spróbować
zagrać zarówno w tę wersję, jak i w poprzednie, które przenoszą nas w różne
zakątki na całym świecie.
Nazwa: Wsiąść do pociągu: San Francisco
Wydawnictwo: Rebel
Rok wydania: 2022
Grę kupisz TUTAJ